Przecież to labrador…

Nie raz miałam różne sytuacje podczas spaceru, czy to z moim psem, czy to z klientami i ich psami. Chodzi mi o sytuacje dotyczące komentarzy innych opiekunów psów, które niestety często mniej lub bardziej wywołują u mnie negatywne emocje. Zazwyczaj różnego rodzaju dyskusje biorą się z nie zastosowania się do mojej prośby, ze złośliwości, bądź po prostu niewiedzy danej osoby.

Nie pisałabym o tym wszystkim, ale dziś spotkała mnie i moją kursantkę sytuacja która po prostu mocno mnie poruszyła i chciałam się nią z Wami podzielić.

Benek – reaktywny, 2,5-letni labrador z którym pracujemy już około 2 lat. Pies który w trybie pracy doskonale i z ogromną precyzją wykonuje szereg poleceń (niejeden obi-dog mógłby mu pozazdrościć 😉 , ale który na widok innego psa bardzo szybko wchodzi na wysoki stopień pobudzenia. Kiedy emocje Benka pozwalają na bezpośrednią interakcję z psem, kontakt musi być krótki i kontrolowany. Potrzeba do tego świadomego opiekuna innego psa i dużego nakładu pracy ze strony opiekunki Benka – Agnieszki. Pracujemy przede wszystkim nad spokojnym mijaniem innych psów, tym samym nad wyciszaniem emocji przed ewentualnym kontaktem z innym psem.

Dzisiaj miałyśmy wspólny trening, czyli m.in. spacer podczas którego pracujemy nad zachowaniem Benka w różnych sytuacjach. Wszystko szło pięknie, Benek spokojnie mijał idące na smyczach psy, nawet leżącego obok ławki owczarka ładnie zignorował, niestety równie pięknie się nie skończyło…

Sytuacja pierwsza – Idziemy sobie spokojnie, nagle niepostrzeżenie dobiega do nas border. Szybka akcja – luźna smycz u Benka + hasło ‚witaj’ pozwalają na interakcję. Mija kilka sekund chcemy odejść, ale niestety brak drugiego opiekuna utrudnia nam sprawę. Rozglądam się szukając opiekuna psa, w tym czasie zaczynają pojawiać się warki, skakanie i kłapanie zębami. Zaczynam wchodzić między psy, Agnieszka w tym czasie próbuje „ogarnąć” Benka. Właściciele pojawiają się na horyzoncie, ale zupełnie nie reagują, nie wołają psa, nie podchodzą! Po chwili mojego oddzielania psów od siebie udało nam się odejść, a border pobiegł za rzuconym przez opiekuna patyczkiem (taka nagroda za „ładne” zachowanie, ale tego komentować nie będę). Na szczęście było w tym więcej zachowań demonstracyjnych niż walki, jednak nie wiadomo co byłoby gdyby sytuacja trwała dłużej i gdyby Agnieszka była zdana tylko na siebie. To jednak nie jest sytuacja która wyprowadziła mnie z równowagi, choć nie ukrywam że brak reakcji ze strony opiekunów bordera lekko podniósł mi ciśnienie. Jednak to sytuacja numer dwa, która była tuż po wcześniejszej akcji przelała czarę goryczy.

Sytuacja druga – w dalszym ciągu lekko zdenerwowane idziemy dalej w stronę łąki gdzie miałyśmy poćwiczyć. W niewielkiej odległości od nas biegnie luzem młoda labradorka oraz dwoje dorosłych osób z dzieckiem. Myślę sobie, na szczęście tutaj sytuacja będzie prosta, przecież pies idzie z opiekunami, w związku z tym od razu krzyczę:

Ja: Bardzo proszę zawołać pieska.

Opiekun: Ale ona nic nie zrobi (standard)

Ja: Ale nasz może.. (trudno było mi ocenić jak, bezpośrednio po tamtej sytuacji zachowa się Benek)

Opiekunka: (z oburzeniem) Ale przecież to labrador! (w domyśle: jak labek to na pewno nic się nie stanie i przesadzamy)

Oczywiście do interakcji doszło. Suka wykazywała submisywne zachowania w związku z tym Benek grzecznie się z nią przywitał, jednak bardzo szybko zaczął prezentować ruchy kopulacyjne, co wg. mnie było m.in. rozładowaniem napięcia związanego z poprzednią sytuacją. Agnieszka nie mogła szybko poradzić sobie ze ściągnięciem Benka z suki (z resztą przyznam szczerze, że tak mnie zdenerwowało to, że opiekunowie zignorowali moją prośbę, że wcale nie spieszyłyśmy się z ingerencją w sytuację). Po chwili podszedł opiekun żeby w końcu zabrać sukę i tutaj dalszy ciąg rozmowy..

Opiekun: (z ogromnym oburzeniem) Ma Pani psa na smyczy, a nie potrafi nad nim panować?!

Ja: Nie uszanował Pan mojej prośby! Przed chwilą nasz pies miał spięcie z innym psem, nie chciałyśmy fundować mu dodatkowych „wrażeń”.

Opiekun: ? (cisza)

Opiekunka: (z oddali słysząc o spięciu) Jak Pani nie panuje (po raz kolejny to okropne słowo) nad LABRADOREM to lepiej oddać go w dobre ręce!!!

I tutaj moje emocje sięgnęły zenitu…

Ja: On jest w bardzo dobrych rękach, i bardzo proszę zostawić sobie takie komentarze dla siebie!

Koniec dyskusji, dziękuję.

Ludzie! Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że labrador też może mieć jakiś problem, że labrador też potrzebuje więcej przestrzeni, że labrador mógł mieć spięcie z innym psem, że mój labrador nie jest taki jak inne – te „książkowe”. Czy tak trudno uszanować czyjąś prośbę bez zbędnych komentarzy, a co gorsza dyskutowania pt. „Ja wiem lepiej”? Czy to, że idę z labradorem oznacza, że inni mogą bez pozwolenia puszczać swoje psy na nas?

Każdy pies jest inny, prawie każdy opiekun pracuje ze swoim psem nad jakimś problemem, jeśli będziemy sobie nawzajem pomagać, szanując swoje prośby, praca będzie szła znacznie lepiej 🙂 Nie bądźmy też stereotypowi to, że jakiś pies jest labradorem nie oznacza, że jest bezproblemową przytulanką najlepszą dla dzieci, lub to że ktoś ma psa w typie bull oznacza że na pewno ma agresora którego należy omijać szerokim łukiem. Nie komentuj ani nie ocenia czyjejś decyzji/zachowania, przecież nie wiesz ile dana osoba włożyła pracy w swojego psa, ile kosztowało ją to energii i zaangażowania, żeby było jak jest..

Więcej wzajemnego szacunku, zrozumienia i komunikacji, a spacery od razu będą przyjemniejsze! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jeszcze nie ma treści do pokazania.